Szkoła pod krzyżem

Staramy się monitorować zaangażowanie religijne w polskich szkołach publicznych. Nazwaliśmy ten projekt: Szkoła pod krzyżem. Powoli ujawnia się naszym oczom pejzaż polskiej szkolnej Golgoty.

Zdjęcie powyżej pochodzi z Facebooka Technikum Zawodowego ZDZ w Nowym Mieście nad Pilicą.

Szkoła specjalna w Gdyni

„Przesyłam link do postu o rekolekcjach gdyńskiej szkoły specjalnej. Proszę spojrzeć na zdjęcia – szczególnie to, gdzie jeden z uczniów ma sznur obowiązany wokół szyi… – pisze do mnie pani związana z trójmiejską edukacją, która woli pozostać anonimowa. Rzecz jasna boi się nieprzyjemności, gdyż odważa się zwrócić uwagę na działania katolickiego PZPR (partii, która sprawuje symboliczną i realną władzę w polskiej edukacji). Ja jednak nie udostępnię zdjęć młodzieży – udostępnię tylko zdjęcie fajno-księdza Tadeusza, który tralalala tralalala na gitarce zapitala, a dzieci z problemami rozwojowymi odgrywają u jego stóp męczenie Jezusa.

Ksiądz Tadeusz przygrywa dzieciom, które męczą Jezusa, żródło: Facebook

„Doskonale rozumiem – pisze dalej moja informatorka – że woli pan nie udostępniać zdjęć dzieci, publikacja ich zdjęć mogłaby skazać ich na jeszcze większy ostracyzm i wykluczenie. Niestety osoby upośledzone w stopniu lekkim i umiarkowanym są bardzo podatne na indoktrynację, jaką funduje im się na religii, gdzie ksiądz stwarza im fałszywe poczucie bezpieczeństwa i przynależności do wspólnoty, gdzie bóg jest ich jedynym sprzymierzeńcem i trzeba się mu w pełni oddać podporządkowując się naukom kościoła.

Z drugiej strony zaś osoby w spektrum autyzmu czy aspergera, kierujące się logiką i faktami, wprost negują religię i tzw. nauki Kościoła, przez co spotykają się i doświadczają złośliwych, prześmiewczych komentarzy i uwag tego fajno-księdza, co to niby wg KK powinien się kierować miłosierdziem i tolerancją do wszystkich. Chciałabym, żebyście wiedzieli, co się dzieje w takich szkołach. Dyrekcja na takie inscenizacje w ogóle nie reaguje, a ksiądz ma pełne pole do popisu i indoktrynowania dzieciaków, które są bardziej na to podatne”.

Czy Kościół nie mógłby chociaż tych dzieci zostawić w spokoju? Czy ksiądz Tadeusz ma przygotowanie do pracy z dziećmi dotkniętymi problemami rozwojowymi? Czy zdaje sobie sprawę, że mogą one naprawdę uwierzyć w jego brednie o aniołkach, uzależnić się emocjonalnie do „Jezusa, który je kocha”, choć ten Jezus jest zaledwie postacią z obrazu?

Ekonomik w Wodzisławiu Śląskim

Wodzisławski Ekonomik informuje z dumą, że „wczesnym rankiem 50-osobowa grupa naszych maturzystów pod opieką katechetów i wychowawcy udała się na pielgrzymkę by wypraszać potrzebne łaski i dary Ducha Świętego na czas egzaminów maturalnych”.

Pielgrzymka maturalna z Ekonomika w Wodzisławiu Śląskim, źródło: https://www.facebook.com/photo/?fbid=1262218935907580&set=pcb.1262221055907368

Tymczasem uczennica tej szkoły informuje mnie o czymś takim – posłuchajcie, bo warto:

„Mieliśmy w klasie dziewczynę, która była w ciąży. Chciała to dziecko urodzić. Ksiądz katecheta Mirosław Krzyżowski (na zdjęciu w prawym górnym rogu) postanowił, że puści nam na religii jak wygląda aborcja. Ta dziewczyna prosiła go, żeby nie włączał tego filmu. On stwierdził, że włączy. Jak to zrobił to wybiegła ona z klasy. Opuściła lekcję.

Innym razem włączył nam film z całego porodu. Nagrane z TVP na płycie DVD. To był nagranie prosto z sali porodowej. Mnóstwo krwi, krzyki rodzącej kobiety, wychodząca główka, przecinanie pępowiny. I to wszystko w przybliżeniu. Można było się wtedy poczuć jakby się tam było! Zaczęłyśmy mówić z koleżankami między sobą, że nigdy nie będziemy chciały być w ciąży.

Jakiś czas temu czytałam, że ktoś miał ten sam film puszczany u siebie w szkole na lekcjach religii. Okazuje się, że to jest film instruktażowy dla położnych. Dlatego taki szczegółowy. Ksiądz Krzyżowski w trakcie tego filmu zasnął. I kilka razy mu się to zdarzało na lekcji.

Kilka razy włączał nam też filmy z egzorcyzmów. Mówił też, że dzieci z in vitro nie powinny istnieć. A mieliśmy w klasie dziewczynę, która właśnie w ten sposób się urodziła. Wyniknęła z tego duża dyskusja w klasie, bo stanęliśmy w jej obronie. Zresztą sama od siebie dała mu też dużo do zrozumienia.

Ksiądz Krzyżowski nigdy nie chciał zostawać sam z nikim w klasie. Zawsze musiały być minimum dwie osoby, żeby nikt go nie oskarżył o pedofilię.

Zdarzyło się, że ksiądz Mirosław zasłabł w Kościele. Zatrzymało mu się serce. Ale go reanimowali. Ksiądz Krzyżowski był zły na osobę, która go reanimowała i uratowała, bo jak się okazało, w kieszeni miał karteczkę, na której było napisane, aby go nie reanimować w razie takiego przypadku! Zamiast się cieszyć, że ktoś go uratował, to on chyba chciał spełnić wolę Boga.

Nie wiem czemu tego, że była tam osoba, która go uratowała, nie uznał za wolę Boga.”

Sprawdzamy i widzimy, że ksiądz Mirosław Krzyżowski nadal pracuje w wodzisławskim Ekonomiku, a szkoła, jak widać, kultywuje tradycje kato-edukacji.

Technikum Zawodowe ZDZ w Nowym Mieście nad Pilicą

W tej szkole dzieci potrafią klęczeć na szóstkę! Choć to już nie dzieci, to młodzież, mająca już na karku kilkanaście lat religijnego treningu. Dziewczyna w niebieskiej spódnicy klęczy w pełnej pokory pozie na wszystkich zdjęciach – boi się nawet podnieść wzrok. Tak ją wyuczono. Młodzież wie też, jak rysować rany, jak przybijać do krzyża i – zapewne – jak opluwać skazańca.

Technikum Zawodowe ZDZ w Nowym Miescie nad Pilicą. Żródło: Faceboo szkoły

Brawo: Technikum Zawodowe ZDZ w Nowym Mieście nad Pilicą!

Nich ktoś nie pomyśli, że dla mnie to jest śmieszne. To jest tragiczne. Patrzę na to z zażenowaniem i z przerażeniem, gdyż widzę, jak w polskich szkołach publicznych hoduje się niewolników systemu ideologicznej władzy. Panie dyrektorze Raczyński, czy jest pan dumny z siebie? Czy jest pan dumny widząc jak ci ludzie klęczą?

Pisze do mnie pani Barbara Jarecka, psycholożka szkolna: Małe sprostowanie: nasze technikum nie jest publiczne, klęczący uczniowie to aktorzy kółka teatralnego. Uważam że cudownie odegrali swoje role. A Pan oglądając sztukę w teatrze myśli że ci aktorzy to tak wszystko z przymusu i naprawdę… żal mi Pana.

Ciekawa próba ucieczki przed tym, co oczywiste: a więc dzieci nie uczestniczą w scenie pasyjnej, ale robią teatr. Nie patrzymy na obrzędy wielkanocne, patrzymy na sztukę teatralną. Obłuda tego stwierdzenia poraża u psycholożki szkolnej.

Mój informator komentuje: Dyrekcja w tej szkole niedawno się zmieniła. Wcześniej szkoła też lubowała się w epatowaniu „wiarą” ale teraz to przekracza ludzkie pojęcie.Myślę, że gdyby nie udało się zatrzymać PiSu, w tej szkole zaczęliby gonić Żyda… Dobrze, że Państwo działa na rzecz ukrócenia tej patologii.

Szkoła podstawowa w Wałdowie Szlacheckim

„U nas w szkole religia jest najważniejsza. I „patriotyzm” – pisze mama szóstoklasistki w szkole podstawowej w Wałdowie Szlacheckim, wsi pod Grudziądzem. Z listów, które otrzymuję od rodziców, powoli wyłania się ponury pejzaż Golgoty w polskiej szkole. Dzieci wiszące na krzyżach, dzieci noszące krzyże, dzieci klęczące pod krzyżami, a obok przyśpiewująca im pani z gitarą i pouczający je ksiądz. „Droga przez cierpienie do nadziei” – oto hasło, jakie zaproponowali swoim uczniom nauczyciele szkoły podstawowej w Wałdowie. Wydaje się niezwykle celnym podsumowaniem polskiej szkoły w ogóle. Droga przez ideologiczną mękę do nadziei, że kiedyś się stąd wyjdzie.

SP St Broniewskiego w Waldowie Szlacheckim. Źródło: Facebook szkoły

„Żołnierze wyklęci, marsze patriotyczne z flagami po okolicznych wsiach, spacery z zapalonymi zniczami, wieczorki dla Jana Pawła II, jasełka, misterium męki pańskiej, wspólne wyjścia do kościoła na msze w intencji szkoły i uczniów itp. – pisze dalej moja informatorka.

Dyrektorka, Dorota Pawlikowska-Gralla, i historyk Krzysztof Sulerzycki, to fanatyczni katolicy. Sulerzycki był dyrektorem przez 20 lat przed Grallą, więc można powiedzieć, że sobie ją przygotował do tej roli. Ona wcześniej była polonistką, potem jego zastępcą.

Wszystkie szkolne wycieczki dla starszych klas to bardziej pielgrzymki, nocują u jakichś zakonników, zwiedzają katedry, chodzą na msze itp. Szóste klasy co roku jadą na warszawskie Powązki razem z drużyną harcerską, pełnią warty przy grobie patrona szkoły.

Pisze do mnie dyrektorka szkoły, pani Gralla: Nie życzę sobie publikowania takich insynuacji, bzdurnych informacji, które Pan pozyskuje od anonimowych informatorów. Bardzo proszę o usunięcie tego posta. W innym przypadku tej sprawy tak nie pozostawię. Jeśli chce Pan poznać szkołę, zapraszam. Wówczas będzie mógł Pan pisać, ale tylko prawdę.

Odpisuję: Szanowna pani, pani syn zwrócił się do mnie z propozycją przeprowadzenia rozmowy telefonicznej, w której mogłaby pani się odnieść do opinii wyrażonej przez rodzica ucznia Waszej szkoły. Ja oczywiście chętnie na to przystaję, ale tylko pod warunkiem zgody na rejestrowanie tej rozmowy do ewentualnej publikacji na FB. Przekonywanie mnie nie ma sensu, gdyż ja występuję tu tylko jako „medium”, pośrednik pomiędzy państwa opiniami a opinią publiczną. Z ciekawością wysłucham, co pani dyrektor ma do powiedzenia na temat obrzędów religijnych w Waszej szkole i dzieci klęczących pod krzyżem. Myślę, że wiele osób będzie zainteresowanych wysłuchaniem opinii dyrektorki takiej szkoły. Jak rozumie świeckie państwo, jak rozumie świecką szkołę, jak rozumie rozdział kościoła i państwa, jak rozumie konstytucyjne prawo uczniów do tajemnicy wyznania, jaki budżet szkoła przeznacza rocznie na kapelanów i wydarzenia religijne.

Zarzuca mi pani „insynuacje i bzdurne informacje” na temat Pani i Waszej szkoły. Przypomnę pani, że moi informatorzy są anonimowi tylko dla opinii publicznej, ale nie są anonimowi dla mnie. Jeśli uważa pani, że informacje przekazywane przez tego rodzica nie są prawdziwe, to proszę o wyjaśnienie, które z nich i sprostowanie.

Pisze do mnie syn pani Gralli, Mikołaj: Otrzymał Pan od mojej Mamy odpowiedź w powyższej sprawie. Ze swojej strony chciałbym jasno zaakcentować, że zrobię wszystko, aby poniósł Pan konsekwencje swojego postępowania. Jedną z fundamentalnych zasad etyki dziennikarskiej jest rzetelna weryfikacja informacji przed ich upublicznieniem. Publiczne formułowanie niezweryfikowanych oskarżeń może wyrządzić drugiemu człowiekowi ogromną, często niewymierną krzywdę, szczególnie jeśli nie zna się Pan stanu zdrowia osoby, której dotyczą Pana wypowiedzi.

Rodzina jest dla mnie świętością, a jej dobre imię oraz spokój będę chronił zawsze i wszędzie. Żerowanie na emocjach i sensacji w celu osiągnięcia korzyści – niezależnie od tego, czy są to korzyści wizerunkowe czy finansowe – jest postawą, którą zdecydowanie potępiam. Postaram się, aby otrzymał Pan naukę na przyszłość.

Pani Gralla pisze: Po przeanalizowaniu sprawy doszliśmy do wniosku, że nie uważamy Pana za osobę godną, by przed Panem się tłumaczyć. Prześledziliśmy Pańską działalność, która w naszej ocenie opiera się głównie na budowaniu rozgłosu wśród fanatyków, a my żadnego fanatyzmu nie zamierzamy wspierać. Nie damy Panu również koła napędowego do kolejnego „bicia piany” i nakręcania afery tam, gdzie jej po prostu nie ma. Pański sposób publicznego formułowania bezpodstawnych zarzutów świadczy, niestety, o postawie osoby szkodliwej społecznie, kierującej się w życiu niechęcią, a często wręcz nienawiścią do drugiego człowieka.

Najwyżej, co może Pan otrzymać, to pisemne oświadczenie po świętach, których przebieg został znacząco zakłócony. Jednocześnie jestem gorąco namawiana przez syna do skierowania sprawy na drogę sądową, ponieważ uważamy, że osoby publicznie rozpowszechniające kłamstwa i pomówienia nie powinny pozostawać bezkarne. Dotyczy to również upublicznienia wizerunku dzieci, do czego prawo posiada wyłącznie szkoła, a nie Pan.

A więc nie jestem godny pani Gralli. Wiele to mówi o jej charakterze.

ZSP nr 1 w Tomaszowie Mazowieckim

„Proszę o absolutną anonimowość, bo moje dziecko nie będzie miało życia w tej szkole” – pisze do mnie rodzic, który zdobywa się na odwagę, by zasygnalizować problem w jednej z białostockich szkół. „Na te rekolekcje zaciągnięto wszystkich uczniów, również tych, którzy nie chodzą na religię pod pretekstem zapewnienia opieki. Samo przedstawienie to usilne nawracanie, koszmarny spektakl”. Strach przed ujawnieniem, które może doprowadzić do prześladowania, będzie się pojawiał we wszystkich listach od rodziców. Chodzi o szkoły w wolnej Polsce, Anno Domini 2025.

ZS Elektrycznych. Źródło: Facebook szkoły

Jednocześnie katecheta z tej samej szkoły ogłasza triumfalnie na FB: „Coś się w naszych sercach zmieniło na lepsze. Oby te owoce trwały jak najdłużej”. Nie ma pojęcia, że w niektórych sercach pojawił się strach i poczucie bezsilności. Ten sam rodzic, który prosił o anonimowość, dodaje: „W trakcie przedstawienia (katecheta nazwie to „dramą”) jakaś siostrzyczka jęczała i wydawała dziwne dźwięki, a uczniowie mieli się domyślić, w jaki sposób grzeszyła”.

Tymczasem katecheta wyjaśnia na FB: „Siostry rekolekcjonistki posługiwały się metodą dramy bardzo lubianą przez angażowanych w nią uczniów. Po spotkaniach w szkole udaliśmy się na nabożeństwa do pobliskiego Sanktuarium Miłosierdzia Bożego. Ministranci z naszej szkoły zadbali o służbę liturgiczną podczas rachunku sumienia, drogi krzyżowej, adoracji oraz mszy świętych”. Mamy więc pełen obraz tej „obróbki” katechetycznej, jakiej zostali poddani uczniowie. Ilu z nich bało się przyznać, że nie chce w tym uczestniczyć?

Co ma myśleć dziecko, które widzi coś takiego: „Nie zapomnę obrazka, gdy dyrektorka klęczy w sali gimnastycznej przed swoim pracownikiem i „przyjmuje komunię” – pisze do mnie pewna pani, która dziś już jest osobą dojrzałą. Oto jak długo trwają te „owoce w sercach”. Czy ten widok był dla dziecka „inspiracją do zmiany na lepsze”, czy sygnałem do uległości? Jeśli dyrektorka klęczy przed katechetą, to czy opór wobec tego człowieka i reprezentowanej przez niego ideologicznej władzy ma sens? Ja chodziłem do liceum za Komuny, ale mój dyrektor nigdy nie klęczał przed sekretarzem wojewódzkim.

„W ZSP nr 1 w Tomaszowie Mazowieckim apel był obowiązkowy dla wszystkich uczniów, a treści religijne zostały ślicznie przykryte hasłem „tradycje wielkanocne” – pisze kolejna mama. A jeszcze kolejna dodaje: „To nie tylko rekolekcje. Religia w środku zajęć, niezgodne z prawem papierki do podpisywania przez rodziców, wycieczki na mszę, nieobecności czy ZWOLNIENIA dla dzieci nigdy nie zapisanych na dodatkowe zajęcia jakimi jest religia”.

I za każdym razem słyszę zastrzeżenie: „proszę nigdzie nie podawać mojego nazwiska, bo moje dziecko będzie miało przekichane”. Oto miara bezlitosnej władzy, jaką ideologia katolicka ma nad dziećmi i dorosłymi w państwowych szkołach. Za Komuny był ten sam strach, że dzieci wyskoczą z czymś „głupim”, z jakimś tekstem antykomunistycznym, nie pójdą w pochodzie pierwszomajowym, czy jeszcze coś i zostaną uwalone w imię socjalistycznych wartości. Jezus zastąpił Stalina, biskup zastąpił Pierwszego Sekretarza. System jest ten sam.

I nie dotyczy to jakichś wyjątkowych szkół – choroba jest powszechna.

Zespół Szkół Ogólnokształcących i Technicznych w Białymstoku

Pomóżcie nam dotrzeć do uczniów tej szkoły publicznej w Białymstoku, gdzie nauczyciele każą młodzieży obnosić brzozowy krzyż po szkole i klęczeć do nabożeńst na sali gimnastycznej! Chciałbym z kimś pogadać – może być anonimowo – i dowiedzieć się, co sądzą o pamiątce „bolesnej męki” w ich szkole.

Zespół Szkół Ogólnokształcących i Technicznych w Białymstoku, źródło: Facebook szkoły

To Zespół Szkół Ogólnokształcących i Technicznych, którym zarządza niejaki Cezary Antoni Wysocki (zdaje się, że widoczny na zdjęciach). Ponoć co roku w okolicach Wielkiej Nocy dyr. Wysocki zbiera grupę młodzieży i śle ją z krzyżem i pieśniami bolesnymi korytarzami szkoły, gdzie co chwilę klękają przed stacjami drogi krzyżowej. Wiedzie ich w tym ksiądz rekolekcjonista Piotr Szmigielski oraz pani z gitarą, zapewne nauczycielka (czego?), zapewne pani Czyżewska.

Oto jak szkoła opisywała swoje religijne wysiłki w 2023 roku: „W pierwszym dniu rekolekcji pięknych przeżyć dostarczyła wszystkim Droga Krzyżowa z udziałem uczniów, nauczycieli oraz Dyrekcją na czele, którą odprawiliśmy na korytarzach naszej szkoły. Wszyscy uczestnicy nabożeństwa angażowali się w niesienie krzyża, co pomagało w autentycznym przeżywaniu kolejnych stacji, przeplatanych pięknymi śpiewami wielkopostnymi wykonanymi przez p. Katarzynę Czyżewską. Drugi dzień rekolekcji to spotkanie z Jezusem podczas Mszy św. w kościele p.w. Wszystkich Świętych w Białymstoku”.

Trzeba się odezwać do białostockiego kuratorium i zapytać, co o tym sądzą. Czy są za? Jeśli tak, to czy tego rodzaju obchodzenie szkoły z krzyżem pojawi się we wszystkich szkołach regionu, czy jednak ZSOiT pozostanie kuriozum? Ciekaw jestem też, co na ten temat sądzi Ministra Edukacji, Barbara Nowacka. Ją także trzeba o to zapytać. Wysockiego nie ma co pytać – on już się wypowiedział, organizując tę kalwarię.

Jak się czują dzieci prawosławne i muzułmańskie w tej szkole? A w Białymstoku te mniejszości religijne są przecież znaczne.

Czy ktoś zna ludzi w tej szkole? Proszę o kontakt. Nie gryzę, chcę tylko się dowiedzieć, o co kaman.

SP Nowa Sucha. Źródło: Facebook szkoły

Dzieci na wsi malują mękę

Taki konkurs plastyczny zaproponowała dzieciom szkoła podstawowa w Ligocie Polskiej obok Oleśnicy (rok szkolny 22/23). Dokładny tytuł konkursu brzmiał: ”MĘKA PANA JEZUSA WIDZIANA MOIMI OCZAMI”. Konkurs adresowany był dla dzieci z dwóch grup wiekowych: klas I-III oraz IV-VI. Wymyśliła to katechetka Danuta Pytel, a umożliwił dyrektor szkoły Leszek Witkowski. Laureaci i wyróżnieni, jak informuje szkoła, otrzymali dyplomy, nagrody rzeczowe i słodkie „co nieco”.

Oswajanie z przemocą

Takie konkursy religijne odbywają się niejako “pod radarem” opinii publicznej, i nie wzbudzają czujności rodziców. A jednak są istotnym elementem religijnej indoktrynacji dzieci i oswajania ich z okrucieństwem chrześcijańskiej mitologii. Pozornie nic złego się nie dzieje, ale czy ktoś z nas wyobraża sobie, by dzieci startowały w konkursie na malowanie egzekucji przez powieszenie? Albo żeby malowały matki płaczące nad dziećmi zamordowanymi przez terrorystów? Nie za bardzo. A tu proszę, w gablotce szkolnej możemy podziwiać na przykład obrazek namalowany przez dziewczynkę z klasy szóstej, na którym widzimy matkę płaczącą nad bestialsko zamordowanym synkiem. Jej cierpienie uwidacznia niebieska łza. Syn ma dziury w dłoniach po gwoździach.

Zapytałem o te obrazki psycholożkę dziecięcą, panią Barbarę Kaczkowską. Odpisała mi, że…

Jest w tym kilka bardzo niepokojących elementów. Po pierwsze, widzę tu wmontowywanie dzieciom poczucia winy za nieswoje zbrodnie. Później służy to do manipulowania i wymuszania określonych zachowań. Jest też oswajanie z przemocą i zbrodnią na niewinnym. Może to spowodować zobojętnienie na cudzą krzywdę i brak reakcji, kiedy komuś dzieje się krzywda. Niektóre dzieci mogą stać się ofiarami krzywdzenia i przyjmą to bez protestów, skoro Jezus cierpiał. Inne dzieci mogą stać się krzywdzicielami, bo przyswoją taki model postępowania wobec słabszych. Ogólnie, szkody w psychice są nie do odrobienia.

Kiedy człowiek patrzy na taką scenę namalowaną ręką dwunastolatki zastanawia się, co właściwie jest na obrazku? Czy mamy do czynienia z malarskim przedstawieniem rzeczywistego zdarzenia, które budzi grozę, czy też skonwencjonalizowanej historyjki, która na wzbudza już żadnych emocji? Takiej tam religijnej opowiastki, w którą nikt nie wierzy. Co jest na rysunku?

Takich rysunków w gablocie szkolnej w Ligocie Polskiej zawisło więcej. Widzimy mężczyznę przybitego do pala, w cierniach na głowie. Kolce zadają mu rany, z których ścieka mu po twarzy krew. Tę krew tak ładnie namalowała dziewczynka ośmioletnia, Karolina. Co rysowała Karolina? Czy przerysowywała tylko bajeczki opowiadane przez babcię, czy rzeczywiście weszła w temat? Czy wyobrażała sobie jak to jest umrzeć na krzyżu z kolcami wbitymi w czoło, czy też starała się tylko zadowolić panią katechetkę? No i co mówiła Karolince pani Danuta Pytel, katechetka? Czy próbowała z ośmiolatką jakoś rozmawiać o krwi i cierpieniu, jakoś ją przygotować do tematu, z którym mała malarka się zmierzy? Czy też uznała, że już wszystko jest jasne, a ośmiolatka powinna wiedzieć, co jest grane i nie brać tego na serio?

Uzyskałem komentarz od dyrektora szkoły w Ligocie Polskiej, pana Leszka Witkowskiego. Jego treść jest zdumiewająca… choć może nie:

Poniżej obraz nieznanego dziecka, ukazujący walory publicznej chłosty. Widać oprawców, widać świszczący bicz. Scena jak z filmów dla dorosłych.

I takich rysunków jest kilkanaście. Wiszą w szkolnej gablocie, by inne dzieci mogły je oglądać i myśleć nad światem dorosłej wyobraźni, którą pani Pytel stara się im wszczepić do głów. To świat przemocy, okrucieństwa, mordowania, wędrówki na samotną, tragiczną śmierć… jak na tym rysunku:

Z motywem samotnej drogi na śmierć zmierzyła się Zuzanna. Siedmiolatka.

No i teraz my też zastanówmy się, jak to skomentować…

Po pierwsze zauważmy, że to wszystko dzieje się w publicznej szkole, która uczy dzieci za publiczne pieniądze, przy aprobacie grona nauczycielskiego, dyrekcji oraz rodziców. Czyli wszyscy widzą, a jednak nikt nie wyraża żadnych wątpliwości. Co myśli o tym szkolna psycholog? Co sądzą rodzice? Przecież rodzice musieli widzieć jak dzieci malowały te obrazki w domach. Mama zaglądała swojemu siedmiolatkowi przez ramię, gdy on kolorował samotną śmierć na krzyżu, tata gratulował mu, że tak ładnie namalował krew…

Ten konkurs jest problematyczny nie tylko ze względu na to, że został przeprowadzony w szkole publicznej – mówi profesor Stanisław Obirek, którego poprosiłem o komentarz – w sposób niekonstytucyjny obarczonej obowiązkiem finansowanie katechezy katolickiej, nad którą nie ma żadnej kontroli. Ale także dlatego, że jest to temat absolutnie niedostosowany do rozwoju psychologicznego dziecka, które od najmłodszych lat jest poddane presji dominującej instytucji religijnej. Kościół katolicki akceptując edukację religijną skoncentrowaną na elementach cierpiętniczych i na wyjątkowości chrześcijaństwa jako jedynej drogi zbawienia zamyka religijną wyobraźnię dzieci na inne religie i inne sposoby postrzegania miejsce religii w kulturze. W konsekwencji szkoła publiczna przyczynia się do kształtowania kultury wykluczenia przesyconej poczuciem wyższości i wyjątkowości własnej tradycji nie tylko zresztą religijnej. Właśnie z tym powodów wyrażam mój sprzeciw wobec takich praktyk. Jedynym rozwiązaniem wydaje się całkowita rezygnacja z lekcji religii w szkołach publicznych i rozwinięcie zajęć z etyki i filozofii.

Dzieci malują z pamięci

Po drugie, rzuca się w oczy, że motywy malowane przez dzieci nie wyglądają na produkcję ich swobodnej wyobraźni. Ma się wrażenie, że te obrazki już się widziało, że są to nieudolnie (dziecięco) odmalowane ludowe wyobrażenia męki Jezusa, które znamy ze sztuki wiejskiej, kościelnej, z ilustracji stacyjnych. Nawet najmłodsze dzieci zdają się malować… na zamówienie, odmalowywać to, co już znają, co już widziały. Innymi słowy, wszystkie te obrazki są sztampowe, realizują wcześniej wypracowaną ideologiczną wizję ikonograficzną, są dokładnie takie, jakie namalowałby kleryk, lub wiejski malarz na zamówienie proboszcza. Nie ma w nich żadnej oryginalności, dziecięcej werwy, poczucia humoru, zaskakujących rekwizytów, nie ma statków kosmicznych, rycerzy na koniach, smoków… niczego, co mogłoby panią Danutę Pytel zaskoczyć. A zazwyczaj dzieci tak nie malują. Jeśli tworzą swobodnie, ich rysunki zawsze zawierają motywy zaskakujące. Tu ich nie ma. Można więc podejrzewać te obrazki zostały stworzone wcześniej, przez innych autorów i wdrukowane dzieciom do mózgów, jako wizualne reprezentacje tej religii. Ikony. Uczestnicy konkursu zostali więc zawczasu pozbawieni własnej inwencji przez wdrukowanie gotowych malarskich wizji, przez wszczepienie gotowych zdań, utartego sposobu ilustrowania męki. Groteskowo w tym świetle wygląda tytuł konkursu: “męka widziana moimi oczami”, który sugeruje indywidualne dziecięce podejście do tematu. Nie ma tu mowy o żadnym “własnym widzeniu”. Oczy dzieci zostały już zapchane pakułami wcześniejszych przedstawień.

Mało tego… Można podejrzewać, że jeśli pojawiły się jakieś oryginalne ujęcia tematu, jeśli wydarzyło się coś, co panią Pytel mogło w tym temacie zaskoczyć, nie znalazło drogi na gablotę dla wyróżnionych, tylko zostało odesłane do poprawy. Mamy więc w tym konkursie de facto wyrażenie roli religii, która polega na wdrukowywaniu dogmatów: nie tylko w treści religijnych wierzeń, ale także w warstwie religijnych obrazów.

W religii nie ma żadnych “własnych oczu”. Są tylko “oczy zaprogramowane”.

Nie trzeba być prorokiem, by się domyślić, że dzieci, które w wieku lat siedmiu malują takiego Jezuska, będą go malować identycznie w wieku lat dwudziestu siedmiu, gdy staną się elementem kościelnego tłumu wypełniającego świątynie. Tu nie ma bowiem już nic do dodania: wszystko zostało powiedziane. Trzeba się tylko nauczyć na pamięć.

Zdjęcia opublikowane przez szkołę znajdują się tu: http://splp.szkolnastrona.pl/a,1334,szkolny-religijny-konkurs-plastyczny

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *